top of page

Liczy się każdy dzień


 

Iniciatywa: LITTLE PEOPLE

Kraj: Rumunia

Miasto: Kluż-Napoka

 

-

Zapewniamy psychologiczne wsparcie dzieciom chorym na raka. – mówi Oana Rusu, Operation Manager w Little People. Pracujemy z 170 wyszkolonymi wolontariuszami i wolontariuszkami, koordynowanymi przez specjalistów: psychologów i psycholożki, socjologów. Każda zdiagnozowane dziecko chore na raka w Rumunii może skorzystać z naszych usług.

Little People wkłada ogromnie dużo wysiłku, docenianego zarówno w kraju, jak i za granicą, w pracę z dziećmi chorymi na raka. Ale ich praca nie kończy się w szpitalu.

Budujemy społeczność tych, którzy przeżyli, unikalną na skalę Europy. Zaczęliśmy w Kluż-Napoka, z dwójką dzieci, w tej chwili mamy ich już 400 w całej Rumunii. Ludzie z innych krajów przyjeżdżają, by się od nas uczyć. Dajemy głos tym, którzy przeżyli, tworzymy przestrzeń, w której mogą mówić, dzielić się doświadczeniem, być wysłuchanym, poznać swoje prawa.

I wspierać dzieci, które nadal są w szpitalu. Dołączenie do grona tych, którzy przeżyli, jest dla nich ogromną motywacją.

Bardzo ważne jest zobaczenie kogoś, kto przeszedł przez to samo doświadczenie, przeżył i może opowiedzieć jak było. Ci, którzy przeżyli, są niesamowici i wzmacnianie ich jest kluczową częścią naszej pracy. Co roku organizujemy dla nich dwa główne wydarzenia: obóz i galę z okazji świąt Bożego Narodzenia. Pokazujemy zdjęcia z wydarzeń dzieciom w szpitalach, chcą do nich dołączyć, chcą być tymi, którzy przeżyli. Niektórzy znają się nawzajem, spotkali wcześniej w szpitalu. A teraz widzą ich w zupełnie innym otoczeniu, cieszących się życiem... to cud.

Cud był możliwy dzięki jednej osobie, która uwierzyła, że coś można zmienić.

Katie Rizvi i jej mąż przyjechali do Kluż-Napoka w 1996 roku. Katie zobaczyła dzieci w instytucie onkologii i postanowiła przez kilka miesięcy z nimi pracować. Po pół roku zdała sobie sprawę, jak wiele jest tu do zrobienia. Zaczęła współpracę z uniwersytetem psychologii w Kluż, wyszkoliła pierwszych wolontariuszy. Pomagali dzieciom zrozumieć procedury, ból, uczyli jak wyrażać emocje, przygotowywali do powrotu do społeczeństwa. Organizacja rozwijała się bardzo szybko, ludzie byli niesamowici. W 2008 zaczęliśmy oferować usługi w innych miastach.

Choć początki wcale nie były takie proste.

Wszystko rozbija się o otwartość. Katie na początku rozmawiała z jedną lekarką, opowiedziała o swojej wizji. Lekarka odpowiedziała, że Katie jest wielką marzycielką, nie wierzyła w ten pomysł. Ale po pewnym czasie wróciła mówiąc: „Muszę Cię przeprosić, kiedy usłyszałam o Twoim projekcie, pomyślałam, że jesteś młoda, pełna marzeń. Udowodniłaś jednak, że to możliwe, wszystko o czym mi opowiedziałaś, stało się rzeczywistością.” I w tej rzeczywistości traktujemy naszą pracę bardzo poważnie, mamy umowy ze szpitalami, ale też z wolontariuszami i wolontariuszkami. Podpisują umowę na rok i przychodzą do szpitala dwa razy w tygodniu na dwie godziny.

Nie jest też tak łatwo dołączyć do grona wolontariuszy/ek.

Najpierw musisz zrozumieć, jak ważne jest bezpieczeństwo dziecka. Tu nie chodzi o kogoś, kto obudzi się pewnego dnia i zdecyduje, że chce zrobić coś dobrego. Jeśli zasadzisz drzewo, ono zacznie rosnąć, ale ty z czasem znudzisz się opieką, drzewo uschnie; możesz stwierdzić: przykro mi. Ale dziecko jest zbyt bezbronne, nie możemy ryzykować jego bezpieczeństwa. Wpływasz na czyjeś życie, to zbyt ważne. Dlatego wolontariusze i wolontariuszki przechodzą przez profesjonalny i dość trudny proces rekrutacyjny. Wysyłają list motywacyjny, CV, potem przeprowadzamy wywiady, by zobaczyć czy pasują do profilu naszej organizacji. Jeśli zostaną wybrani, przechodzą przez 3-miesięczne szkolenia i dopiero wtedy mogą iść do szpitala i spotkać się z dziećmi. Większość z nich przychodzi z uniwersytetu psychologii, ma specjalistyczną wiedzę i umiejętności, by pomagać dzieciom w specyficznej sytuacji. Uczą ich połykać tabletki, mówić o ciele, komunikować się. Mamy niezwykłych wolontariuszy i wolontariuszki. W każdym mieście nieco innych. Na przykład w Bukareszcie, stolicy, mnóstwo osób, które z nami działają, pracuje już zawodowo, jako menadżerowie/ki, księgowi/e. Przyjmujemy ich, ponieważ widzimy w nich potencjał. Dla dzieci ważny jest też kontakt z różnego rodzaju osobowościami, mogą uczyć się różnych rzeczy od różnych ludzi.

Jeśli podczas szkolenia zdasz sobie sprawę, że bezpośrednia praca z dziećmi jest dla ciebie emocjonalnie zbyt trudna, możesz pomóc na wiele innych sposobów, na przykład poprzez pozyskiwanie funduszy, tworzenie materiałów czy marketing. W każdym rodzaju pracy, dzieci są jednak w centrum uwagi.

Mamy program „Nie boję się”, z dzielnym lwem, który zachęca dzieci do walki i dodaje im odwagi. Nie możemy zapominać, że to są dzieci, nie możemy oczekiwać, że będą zachowywać się jak dojrzali ludzie. Zabawa jest językiem dzieci, bawimy się więc z nimi, ale za każdą zabawą stoi ustrukturalizowany program, który pomaga przekonać dzieci do wzięcia tabletki czy wyrażania strachu. Kiedy przychodzą po raz pierwszy, praca z nimi jest łatwa. Ale my wiemy, że doświadczenie raka oznacza mnóstwo chemioterapii, wiele powrotów do szpitala, musimy przygotować dzieci do całej podróży, by były w stanie walczyć aż do końca. Na szkoleniach uczymy też wolontariuszy i wolontariuszki, że liczy się każdy dzień. Będą widzieć dzieci w nie najlepszym stanie, ale muszą sprawić, by ten konkretny dzień był dla nich najlepszym dniem w życiu. I by jutro nadszedł kolejny najlepszy dzień. Niektórzy rodzice przychodzą do nas prosząc, byśmy nauczyli ich naszego podejścia. Szkolimy się, by móc rozmawiać również z nimi, wspierać ich w rozumieniu całej sytuacji. Często są tak zszokowani, zniszczeni, staramy się ich uczyć: jeśli chcesz zrobić coś dla swojego dziecka, musisz być silny, silna. Dziecko musi widzieć Twoją siłę. Sugerujemy też, jak rozmawiać z lekarzami, uzyskiwać informacje. Jak poradzić sobie z tą sytuacją, krok po kroku.

Niewielkie kroki, momenty, o to tak naprawdę chodzi.

Czasem zdarza się, że pracujemy z dziećmi, zachęcamy, ale nie zdajemy sobie sprawy, jak ważne są dla nich nasze słowa. Wracamy do domu, do naszych spraw. A potem spotykamy ich podczas wydarzeń dla tych, którzy przetrwali. Pytają: „Pamiętasz, kiedy powiedziałaś mi, że dam radę? To było tak ważne.”. Nasza nazwa Little People [Mali Ludzie] nie bierze się stąd, że pracujemy z dziećmi, ale stąd, że wierzymy że każda osoba, nieważne jak mała, może pomóc, zaangażować się, uczynić świat choć odrobinę lepszym.

 

Więcej o Little People: thelittlepeople.ro

Powiązane posty

Zobacz wszystkie

RELATED | POWIĄZANE

bottom of page